Granice w podróżach mają szczególny charakter. Ich pokonywaniu zwykle towarzyszy uczucie radości i wolności. Są one jednak także miejscem sprawdzania cierpliwości i miejscem upokorzeń dla podróżującego a dla władz często emanacją siły. Granice to często niemal fortece. Największe z nich widziałem na granicach dawnego Imperium, to tam wzdłuż linii granicznych z Chinami znajduje się najdłuższy na całym świecie płot owinięty drutem kolczastym.
Granice w swej powadze bywają też czasem komiczne – jedna z nich to punkt kontrolny między Dagestanem a Azerbejdżanem. Nie można go przekroczyć pieszo, więc wszyscy pasażerowie są zmuszeni do przejazdu samochodem marszrutką, która wyrusza sprzed ogromnej zamykanej na wielki klucz bramy granicznej. Ma ona do pokonania 200 metrów. Do marszrutki wchodzi około 40 osób (na 15 oficjalnych miejsc). Kiedy odwiedziłem to miejsce, miałem ze sobą rower, lecz z racji przepisów nie mogłem przejść punktu kontrolnego z rowerem a musiałem stać się uczestnikiem tej 200-metrowej wyprawy marszrutką. Jak każdy pasażer z bagażem wpadłem w niedźwiedzie łapy „pana bagażowego”, który mnie wraz z rowerem oraz kilkoma owcami umieścił na dachu pojazdu. Oczywiście za pomoc i pakowanie na dach zostałem odpowiednio podliczony – no ale to dzięki granicy tacy jak on i tysiące innych ludzi mają stałą pracę. I tak przekraczałem niejeden punkt graniczny.
Granice izolują i chronią władzę, bo przecież przywódcy świata mają niejedno do ukrycia i dzięki nim pozornie są pewniejsi o swoją przyszłość. Czym są one bardziej chronione, z tym większą podejrzliwością ale i ciekawością patrzy się na obcego. Niektóre kraje po dziś to niemal twierdze nie do przebycia. Dla przykładu, Turkmenistan – od wieków szczelnie chroniony. Przez lata był to rezerwat komunizmu i przestrzeń prania mózgów, który po upadku komuny drenowano kultem wodza – Turkmenbaszy. Mimo że system i wódz już nie żyją, po dziś dzień jest to kraj biurokratycznych ekscentryków dysponujących nieograniczoną i niezrozumiałą władzą, przez co turysta tu jest zjawiskiem rzadszym od czarnych łabędzi.
W latach dziewięćdziesiątych wiele krajów dawnego ZSRR było dla samotnego podróżnika praktycznie nie do pokonania. Granice Turkmenistanu i Tadżykistanu były szczelnie zamknięte. Podobnie było w pierwszej dekadzie XX wieku. A kiedy znalazłem się pierwszy raz w Turkmenistanie, ujrzałem wszechobecnego ogorzałego człowieka, który ciągle się uśmiechał. Był to prezydent Turkmenistanu – Saparmurat Nijazow. Był wszechobecny, obserwując swych poddanych ze zdjęć, portretów i pomników. Do ludu uśmiechał się nawet z opakowań jogurtów, masła czy keczupu. Jego niezliczone książki i zdjęcia można odnaleźć dziś w księgarniach a na wielu wygląda jak rozkapryszone i rozwinięte nad wyraz dziecko.
Granice dawnego ZSRR i w jego obrębie były i pozostały kagańcem dla wielu narodów zamieszkujących ten obszar. Wystarczy wspomnieć Kaukaz. Wjazd do Inguszetii od strony Osetii jest naznaczony ciężarem etnicznych zależności i osetyjskich opowieści o Inguszach – gdyż te dwa narody to obok Azerów i Ormian najbardziej skłócone nacje Kaukazu. Na Kaukazie jest tyle zależności, iż nie sposób na szybko je wszystkie ogarnąć. Bałkar nie żywi miłości do Kabardyna, a Karaczaj to przyjaciel Bałkara – przy okazji będący wrogiem Czerkiesa. Jednak Czerkies to zwykle przyjaciel Kabarda. Bałkar i Karaczaj etnicznie i lingwistycznie ma bliżej do Turka niż Rosjanina, a Kabardyniec do Rosjanina. Liczne narody Kaukazu w roku 1944 padły ofiarą wywózek na Sybir i do Kazachstanu, przez co wiele z tych narodów żyje dziś poza granicami swych państw.
Bez granic świat nie może istnieć – to przecież miejsca rozpasania urzędniczego, gdzie codziennością jest spotkanie skorumpowanego ze skorumpowanym. To dzięki granicom można prężyć muskuły oraz kreować konflikty. To dzięki nim możliwa jest także akcyza, VAT, wojny a więc wszystko to, co jednych wzbogaca a innych czegoś pozbawia. Bez nich odebrano by chleb bogatszej części świata i pozbawiono pracy tysiąca skorumpowanych bezproduktywnych urzędników.
Zresztą czy tak ciekawy byłby świat bez granic dla podróżników? – Chyba też nie. Dla przykładu porównajmy dwa podobne miejsca, np. powszechnie znany Tadżykistan i miejsce na mapie Rosji, które nazywa się góry Sajany. Miejsca te w swym pięknie są podobne, jednak w tym drugim był ułamek tych, co poznali Tadżykistan, mimo że do obu z tych miejsc trzeba posiadać wizy a żeby się do nich dostać koniecznym jest wydanie podobnej ilości pieniędzy. Granice więc ograniczają ale i ułatwiają nam poznawanie świata. Dzięki nim wiemy o jednych miejscach więcej, podczas gdy o innych kompletnie zapominamy, dlatego, iż giną w ogromnym obszarze pozbawionym granic.
Poznaj nasze wyprawy. Czytaj o podróżach z Poza Trasą Adventure.
Autor: Łukasz Odzimek